Niektórzy jeżdżą przynajmniej raz w roku na urlop bez dzieci. Inni przejdą się w sobotę zagrać w tenisa. Albo wezmą udział w kursach gotowania. Czy odwiedzą ulubioną restaurację. Jednak wiele par po latach małżeństwa i z małymi dziećmi zapomina na istotny składnik ich pożycia. Iskrę, jaką wzbudza randkowanie.
Tłumaczą sobie: „To już przecież nie dla nas. Teraz mamy inne obowiązki. Na wspólne wieczory spędzane przy świeczkach już nie ma ani czasu, ani energii”. I z małżeństwa, niegdyś pełnego miłości i zrozumienia, zostaje jedynie przyzwyczajenie.
Spędzać czas wspólnie – SENSOWNIE
Każdy przecież wie, że partnerzy powinni chodzić na randki. Powodów jest sporo. I że powinni spędzać wspólny czas sensownie. Nie tylko poprzez codzienną rutynę – przełączanie kanałów w telewizji. Coś o tym wiesz. Mamy na sobie piżamę, o fryzurze i makijażu nie ma co nawet wspominać. Dzieci wreszcie zasnęły a my „cieszymy się” ostatnimi minutami przed kolejną – mówiąc delikatnie – śpiączką. Przy czym wiemy, jak istotne jest, by raz na jakiś czas odsunąć pracę, dom i nawet dzieci na bok! Istnieją przecież dziadkowie, najlepsze przyjaciółki lub sprawdzona niania. Trzeba tylko chcieć!
„Zanim się pobraliśmy, spędzaliśmy z moją połóweczką każdą wolną chwilę. Kiedy tylko nie pracowaliśmy albo nie spaliśmy, wszystko robiliśmy wspólnie. Potem przyszedł ślub i rozkręciła się karuzela rutyny. Praca zaczęła być bardziej poważna, na świat przyszły dzieci. Zanim zdążyliśmy sobie to porządnie uświadomić, nasze życie zapełniły inne obowiązki i nie mieliśmy już dla siebie czasu. Romantyzm zastąpiły rachunki i obowiązki domowe” – przyznaje Roman (38).
Po jakimś czasie jednak obydwoje sobie uświadomili, że niedobrze jest patrzeć na siebie nawzajem jako na jakiegoś współlokatora, żywiciela rodziny czy nianię. Przecież wciąż jeden dla drugiego jest tym najważniejszym: miłością, partnerem i najlepszym przyjacielem. Romantyzm nie jest tymczasowym narzędziem, dzięki któremu ludzie łączą się w pary. Powinien być stałą składową życia każdego kochającego się małżeństwa.
Zbliżyć się do siebie…
Spędzanie wspólnych chwil i wspólne przeżycia sprawiają, że stajemy się sobie bliżsi. Nagle wyjdziemy z powszedniej skorupy czterech ścian i ujrzymy siebie nawzajem w nowym świetle. Wspólne zajęcia budzą w nas podobne uczucia. Jeśli nasze wspólne życie będzie kręcić się jedynie wokół odbierania dzieci z przedszkola, spłacania hipoteki i mycia okien, nie zbliżymy się do siebie.
Jak jednak to wszystko osiągnąć?
Pierwszym postanowieniem powinna być umowa o regularnym randkowaniu. Tak często, jak tylko się da. Raz na tydzień, na dwa tygodnie? Zależy od każdej pary. Fajnie jest także, kiedy już wyjdziecie z domu szukać wspólnych, prywatnych wrażeń w ulubionych miejscach… nie mówić wkoło o obowiązkach domowych, problemach w pracy czy o dzieciach. Zostawcie na chwilę codzienne zmartwienia w domu i korzystajcie z wieczora czy popołudnia we dwójkę. Jak za starych czasów.
Jednocześnie nic z tego nie trzeba traktować jako obowiązku. Nie szukać wymówek, że marudzić, że się nie da. Nie poprzestawać stale na łatwiejszej alternatywie – pozostaniu w domu i wspólnym oglądaniu telewizji. Taka strategia zabija wszelaki romantyzm i sens randkowania. Traktujcie te systematyczne wspólne chwile jako powód do cieszenia się z siebie nawzajem. W końcu będziecie mieli kilka godzin tylko dla siebie. Dzieci będą w domu pod opieką bliskiego im człowieka. To przecież tylko kilka godzin. Obowiązki domowe też poczekają na Was do następnego dnia. W tej chwili bowiem cieszycie się wieczorem a jednocześnie wzmacniacie wzajemną więź. To jak? Decydujecie się?
„Co miesiąc planujemy z mężem tak zwaną „tajną randkę”. Wymieniamy się, kto ją ma zainicjować. Warunek jest taki, by nam obojgu się to podobało i żebyśmy się dobrze bawili. Nawet ustaliliśmy na ten cel budżet, którego nie powinniśmy przekroczyć. Mamy również zasadę, że przebieg randki nie może się powtarzać dwa razy z rzędu. Jeśli na przykład w jednym miesiącu zaplanuję, że pójdziemy do kina i na kolację, w następnym miesiącu mój mąż nie może wykorzystać takiego scenariusza. I na razie działa nam to świetnie” – dodaje Iwona (36).