6Moje dziecię ledwo uwolniło się od bolesnych napadów kolki (około piątego miesiąca) i od razu płynnie weszło w okres ząbkowania.
Gdy, wychodzą ząbki…
Matko Odyna! Czy my kiedyś zaznamy spokoju? :)
Pojawiły się pierwsze ząbki, a zatem w domu niczym grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się coraz to nowsze gryzaki.
Jednym z kandydatów do zaszczytnego miana” Złotego Gryzaka” był designerski, super eko, odjechany gryzaczek firmy LullaLove.
Nim nowy nabytek do nas przybył dużo się o nim naczytałam. Nacieszyłam oczy pięknymi zdjęciami, na których wesołe bobasy memłają drewniane figurki. Moje oczekiwania i nadzieje niezdrowo wzrosły po przeczytaniu wielu “ochów i achów” innych rodziców, oraz po zapoznaniu się z charakterystyką produktu, która brzmi bardzo zachęcająco:
“Wykonany w 100% z litego, miękkiego drewna klonowego. Gryzak nie jest klejony ani kolorowany. Naturalny, antyalergiczny, antybakteryjny i nietoksyczny. Bezpieczny produkt dla niemowląt już od 5 miesiąca życia. Bardzo lekki, doskonale wyprofilowany z różnej długości wypustkami, pozwoli na delikatny masaż bolących dziąseł podczas kolejnych etapów ząbkowania. Niewielki rozmiar i ergonomiczny kształt ułatwia chwytanie, dzięki czemu gryzak może służyć również do ćwiczenia koordynacji ręka-oko…”
A także:
“Użyte drewno pochodzi z certyfikowanych upraw. Gryzaczki zostały wykonane ręcznie na Podbeskidziu. Do gryzaka dołączona jest zawieszka zapinana na napy, którą można wykorzystać także do zaczepienia smoczka. Polskie drewno. Nasączony naturalnym olejem zapobiegającym rozwojowi bakterii i pleśni. Produkt ekologiczny.”
Pierwszy test drewnianego bohatera
Po przeczytaniu tego opisu byłam już w stu procentach pewna, że Klusia bez pamięci pochłonięta żuciem drewnianego cacka, w końcu znajdzie ukojenie.
Gdy wreszcie gryzaczek z Lullalove przybył do nas w tym swoim pięknym opakowaniu miałam ochotę zaklaskać ze szczęścia. W pierwszej kolejności podziwiałam pudełeczko, następnie sam produkt. Jakie to było ładne… Sama miałam ochotę wydać z siebie parę “ochów”.
Z zapałem rozentuzjazmowanej nastolatki zaprezentowałam córce jej nowiutki gryzak. Kolejność była taka sama. “Popatrz, Klusiu! Jakie śliczne pudełeczko, a jaki piękny sznureczek! No a ten cudny drewniany gryzaczek…”
Córa, jak na berbecia w jej wieku przystało, zaciekawiona złapała nową zabawkę. I żuła, tarmosiła, fajtała nią we wszystkie strony! Myślę, że trwało to dobre półtorej minuty. Po czym straciła zainteresowanie i poczęła szukać sobie ciekawszego zajęcia.
Poczułam jak ktoś gasi moją radość wylewając mi wiadro zimnej wody na głowę. Przecież tak jak obiecywał producent, gryzaczek jest piękny i praktyczny. Pomysł z wykorzystaniem naturalnego surowca jakim jest drewno uważam za strzał w dziesiątkę. W dodatku do sznureczka można przypiąć też smoczek. Czego chcieć więcej?
Po dłuższym czasie użytkowania gryzaczka dochodzę do wniosku, że Kluska zwyczajnie nie poczuła klimatu. Lubi czasami naostrzyć sobie ząbki o metalową napę i tyle. W moim odczuciu gryzaczek z Lullalove jest rewelacyjny, tyle, że w tej recenzji nie o moje zadowolenie chodzi. Niestety w przypadku mojego malucha wiele tego typu patentów sprawdza się tylko na chwilę. Każde dziecko jest inne. W dalszym ciągu najlepszymi gryzakami pozostają palce mamy i broda taty.
Czy gryzaki z Lullalove mogę polecić z czystym sumieniem? Może podejdę do problemu w sposób dyplomatyczny. Jeżeli zależy nam, aby zabawki dla naszej pociechy były wykonane z surowców, które z pewnością dziecku nie zaszkodzą, zakup produktu będzie wspierał polskiego producenta, a dodatkowo marzy nam się ciekawy design w dobrej cenie, to gryzaczki tej firmy z pewnością sprostają naszym oczekiwaniom. A to czy w ocenie naszej pociechy zyskają miano tego jedynego, to raczej indywidualna kwestia każdego ząbkującego oseska.
Za recenzję dziękujemy Pani Marcie, mamie Amelki :)