Październik 2013 – Są! Dwie kreski na teście ciążowym! Dziwne uczucie wiedzieć, że rośnie we mnie mały człowiek. Pierwsza wizyta u ginekologa i jego słowa: “Widzę dwa pęcherzyki, ale proszę się nie nastawiać na bliźnięta, to bardzo wczesna ciąża, proszę przyjść za dwa tygodnie”. Nasza radość była ogromna. Bliźnięta?! Nie mogłam się doczekać kolejnej wizyty, myślałam tylko o tym, by podczas usg nadal było widać dwa pęcherzyki. Po dwóch tygodniach kontrola i już wszystko wiedziałam… Zadzwoniłam do męża:
– Jak tam, są bliźniaki? – spytał.
– Nie, nie ma. – odpowiedziałam.
– Nie martw się… – zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
– Będziesz musiał wymyślić nie dwa, a trzy imiona. Mamy trojaczki!
Pierwszy dzień, to był śmiech i radość. Kolejny – płacz. Obudziłam się o 4 rano i zaczęłam się bać – czy będą zdrowe? Pierwsze cztery miesiące ciąży przebiegły bez problemów. Nastawialiśmy się na przedwczesny poród, około 30 tygodnia ciąży, jednak nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć… W 25 tygodniu ciąży, 2 kwietnia 2014 nagle odeszły mi wody, decyzja lekarza dyżurnego – rozwiązanie ciąży. Godzinę później cała trójka była już na świecie: Ania, Alicja, Aleksander. Nasza Drużyna A. Łącznie ważyli 2410 gramów. Nie słyszałam ich płaczu, nie mogłam ich przytulić. Nawet ich nie widziałam. Wpatrywałam się w zdjęcie zrobione przez męża telefonem.
Przewieziono je do Zabrza, gdzie spędziły kolejne 5 miesięcy, balansując na granicy życia i śmierci. Tego widoku nigdy nie zapomnę. Tych małych rączek i nóżek. Moich dzieci, niewiele większych od dłoni, podłączonych do mnóstwa kabli kabelków. Moich dzieci walczących o życie. Każdego dnia po drodze do szpitala modliłam się o to, by żaden z inkubatorów nie był pusty. Ta niepewność przy przekraczaniu progu OIOMu. Szybki rzut oka na cieplarki i… ufff! Jest cała trójka, co za ulga. Z czasem ta obawa cichła. Szczególnie, gdy dzieci oddychały już samodzielnie. Choć bezdechy Olka podnosiły nam poziom adrenaliny we krwi. Niełatwo jest patrzeć na reanimację własnego dziecka. Czasem kilka razy w ciągu dnia…
W Dzień Dziecka pierwszy raz mogłam wziąć na ręce jedno z dzieci – Anię. Po niemal dwóch miesiącach od ich narodzin. Uczucie, którego nie da się opisać słowami. Ta chwila nie trwała długo, Ania była jeszcze zaintubowana, Arek trzymał rurkę respiratora, ale była to chwila tylko dla nas. Świętujemy ich urodziny podwójnie – w dniu, w którym się urodziły i 12 lipca – w dniu, w którym miały się urodzić. Gdy opuściliśmy mury szpitala, nasza walka o dzieci się nie skończyła – zmieniła tylko front. Teraz walczymy o ich zdrowie. Wylewy krwi do mózgu, niedotlenienie, retinopatia wcześniacza V stopnia (Ania prawie nie widzi, funkcjonuje jak dziecko niewidome, Alicja prawdopodobnie widzi na jedno oko), padaczka, mózgowe porażenie dziecięce, nadciśnienie, refluks pęcherzowo-moczowodowy, opóźnienie w rozwoju – to nasi wrogowie. To im każdego dnia stawiamy czoła i będziemy walczyć, póki starczy sił.
Najbardziej boję się o Alę. Ania sobie poradzi, nawet jeśli nie będzie widzieć – wierzę w to. O Olku nie wspominając – chłopak wylizał się ze wszystkiego. Szczęściarz. A Alunia… głębokie niedotlenienie mózgu Ale jak mawiała nasza pani dr: „Medycyna to nie matematyka. Tu nie zawsze 2 x 2 = 4.” Niestety, ta walka jest kosztowna i pomału wyczerpują się nasze oszczędności. Potrzebna jest rehabilitacja ruchowa (metodą NDT Bobath i zajęcia na basenie metodą Halliwick) oraz terapia wzroku. Chcielibyśmy więcej, ale zwyczajnie nas nie stać. Udało nam się znaleźć sponsora, który pokryje część kosztów rehabilitacji, na resztę musimy uzbierać sami.
Czasami sobie myślę, że gdybym była w ciąży z jednym dzieckiem, miałoby większe szanse nie urodzić się w 25 tygodniu ciąży, nie leżeć tyle miesięcy w szpitalu, nie walczyć z tym wszystkim, co przyniosło wcześniactwo. I patrzę wtedy na moje trojaczki i pytam siebie – skoro jesteś taka mądra, to które byś wybrała? Anię, Alę czy Olka? Wtedy nie byłoby pozostałej dwójki. Nigdy w życiu!
Agnieszka – Mama
Jak możesz pomóc? Odwiedź blog trojaczków oraz ich profil na Facebooku, a dowiesz się więcej.