Gdy kołyszę mojego Kubusia często powtarzam mu te słowa. A ponieważ Kuba jest dzieckiem lubiącym kołysanie i nic innego go tak nie uspokaja, powtarzam je naprawdę często. Aż mnie od tego bolą plecy. Dlatego z chęcią skorzystałam z propozycji wypróbowania leżaczka/huśtawki marki Bo Jungle B-Portable Swing. Przyznam, że byłam przyjemnie zaskoczona :-)
Mąż był akurat w podróży służbowej, postanowiłam wiec, że spróbuję leżaczek złożyć sama. W końcu jestem mamą – a mama ze wszystkim da sobie radę. Z początku byłam zaskoczona, że paczka jest taka mała. Spodziewałam się wielkiego kartonu. Okazał się zbędny, wszystkie części po złożeniu zajmują niewiele miejsca. W pierwszej kolejności wyjęłam wszystko z opakowania i ułożyłam na podłodze przed sobą. Bez obaw! Elementów jest mało :-). Odkryłam też jedna fantastyczną rzecz – do złożenia leżaczka nie potrzeba śrubokrętu! Wszystkie części montuje się na wcisk. Kilka kliknięć i gotowe! Po upływie 10 minut od przeczytania instrukcji stał przede mną gotowy leżaczek (czas montażu mógłby być jeszcze krótszy, ale mi udało się pomylić ramę zagłówka z ramą podnóżka :-D i musiałam wszystko poprawić. Na szczęście nie było z tym żadnego problemu).
Od razu spodobał mi się fakt, że huśtawka działa na 4 baterie lub na kabel podłączony do prądu (baterii w domu nie miałam, więc z ulgą skorzystałam z drugiej opcji). Huśtawkę podłączyłam do prądu i sprawdziłam, czy działa. Jej obsługa jest bardzo prosta. Z jednego boku znajduje się panel do sterowania. Można na nim nastawić muzyczkę (8 melodyjek do wyboru), czas bujania (15, 30, 45 lub 60 minut), głośność muzyki oraz szybkość bujania (5 poziomów). Z drugiej strony znajduje się miejsce na włożenie baterii.
Huśtawka posiada 2 pozycje – leżącą oraz lekko uniesioną, w której dziecko może lepiej widzieć otoczenie. Zagłówek i cała reszta huśtawki jest przyjemnie miękka. Dziecko przed wypadnięciem/zsunięciem się z huśtawki chronią pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa.
Huśtawka jest przeznaczona dla dzieci od urodzenia do 9 kg, więc posłuży nam jeszcze przez jakiś czas :-). Ponadto po złożeniu zajmuje niewiele miejsca. Wieczorem lub w chwili, gdy potrzebujemy więcej miejsca, np. dla gości, można ją bez problemu schować, żeby nie zawadzała.
No i nadszedł czas na gwóźdź programu – umieszczenie w huśtawce Kubusia. … tadaaam … był zachwycony! Ponadto był cicho i nie krzyczał :-D. Rozglądał się, obserwował pałąk z zabawkami (można go odinstalować lub zmieniać jego pozycję przybliżając lub oddalając od dziecka). Postanowione – huśtawka będzie od dziś naszym nowym przyjacielem. Specjalnie używam słowa „naszym“. Podoba się bowiem nie tylko Kubusiowi (jest w niej spokojny i zrelaksowany), ale także mnie (głównie z powodu moich nadwyrężonych placów).
Od naszej dwójki huśtawka otrzymuje 5+. Szkoda tylko, że nie odkryłam jej już wcześniej :-).