Nie sądziłam, że przyjdzie ten moment. Muszę się Wam przyznać, że tera faktycznie cieszę się, gdy przychodzi czas na bieganie. Cały dzień myślę o tym, że wieczorem założę adidasy i dotlenię organizm świeżym powietrzem.
Po biegu biorę gorący prysznic, nakładam maseczkę i czuję się jak w niebie. Takiego relaksu jeszcze nie znałam. Czuję się mniej zmęczona niż przed biegiem. I uwaga uwaga, zobaczcie co sobie sprawiłam! W ramach nagrody za przebiegnięte 50 km kupiłam sobie pierwsze buty do biegania. Jest to też inwestycja, nie sądzicie? Nie były drogie, a różnica jest naprawdę ogromna.
Pogoda jest szalona, raz upał raz deszcz. Prawdę mówiąc najlepiej biega mi się, gdy lekko pada. W czasie ostatnich upałów bałam się, że się przegrzeję. Widzę postępy, mniej się męczę, szybko łapię odpowiedni rytm i nie mam zadyszki. Może to te nowe buty, a może po prostu wyćwiczone nawyki?
Robię coraz dłuższe trasy zupełnie bez zatrzymywania się i bez przechodzenia na chód. Wciąż bolą mnie trochę biodra i piszczele, ale jest o niebo lepiej. Zawsze rozciągam się wg instrukcji, którą znalazłam w internecie. Pozwalam sobie teraz na dni przerwy, żeby moje ciało miało szansę się zregenerować. Nie jest przyzwyczajone do takiego regularnego ruchu.
Prędkość nie jest ważna
Przyznam się, że gdy zobaczę ile potrafi przebiec Mirka i w jakim czasie to mam wrażenie, że mi to zajmuje dwa razy więcej czasu. Mam świadomość, że porównywanie do niczego nie prowadzi, ale jest to jakaś motywacja (kiedy mnie to nie wkurza). Przeczytałam gdzieś, że nie wcale nie jest ważna nasza prędkość podczas biegu, ponieważ liczba spalanych kalorii jest bardzo podobna. Ważne jest natomiast to jaką mamy postawę podczas biegu – jak wysoko trzymamy głowę, jak stawiamy nogi. Powinniśmy patrzeć przed siebie lub mieć minimalnie pochyloną głowę, po to tylko by patrzeć się przed swoje nogi. Nie może być ona jednak bardzo spuszczona. Ramiona powinny być rozluźnione, a ręce ruszać się rytmicznie w naturalny sposób.
Waga zadziwiająco… rośnie?
Zdawałam sobie sprawę z tego, że niekoniecznie muszę schudnąć już po 3 tygodniach, jednak wydawało mi się, że czegoś tam musiało mi ubyć, liczyłam, że jakieś 2-3 kg. Nawet nie wiecie jak byłam zaskoczona, gdy okazało się, że moja waga wzrosła o cały kilogram! Dziwne, ubrania leżą lepiej niż przed podjęciem wyzwania. Przeczytałam gdzieś, że tłuszcz jest lekki, natomiast mięśnie ciężkie i stąd ta różnica na wadze.
Teraz, w związku z tym, że robię sobie przerwy na regenerację ciała, 3,23 km dziennie nie wystarcza. W zeszłym tygodniu rekord 7 km świętowałam jak sylwestra, a teraz jestem w stanie przebiec 9 km! Może to ten deszcz i troszkę chłodniejsze wieczory, ale po prostu nie chce mi się wracać do domu, mam ochotę biec dalej i dalej. Nawet nie wiecie jak duma mnie rozpierała, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu telefonu 9,09 km!
Mam nadzieje, że te mamy, które podjęły wyzwanie razem ze mną również cieszą się tak jak ja z każdego, najdrobniejszego sukcesu. Został nam ostatni tydzień, myślicie, że damy radę?
Wasza Zuzka