Mam to! Ostatni tydzień, o dziwo, był dla mnie najtrudniejszy. Nie wiem czym to było spowodowane, przeciążeniem organimu czy ogólnym zmęczeniem. Jedno wiem – udało mi się wygrać ze sobą, ze swoimi słabościami, a najbardziej cieszę się z tego, że udowodniłam niedowiarkom, że mogę tego dokonać!Kiedy patrzę wstecz, muszę Wam się przyznać, że to wcale nie było łatwe. Zresztą, czytaliście moje relacje, więc wiecie jak wiele mnie to kosztowało. Z drugiej strony jednak nie było to nic, czego nie dałoby się dokonać. Ludzie często się mnie pytają co w tym wszystkim było dla mnie najtrudniejsze. Odpowiadam zawsze jednakowo – walka z własnymi słabościami, z lenistwem, wcale nie te całe 100 km. Ale udało się!
Najpierw pytali się dlaczego to robię…
… teraz pytają się jak tego dokonałam. Początkowo moi koledzy i koleżanki z pracy byli dość sceptyczni, później zaczęli się żywo interesować biegiem, a niektórzy sami dołączyli do wyzwania :-) Ciągle ktoś mnie pyta o rady, zwierza się z własnych problemów i słabości. Muszę się przyznać, że trochę mi to schlebia, ale w żadnym wypadku nie uważam się za specjalistkę w tej dziedzinie. Cieszę się jednak, że jakąś swoją cegiełkę dołożyłam do propagowania zdrowego trybu życia i że stałam się dla kogoś inspiracją.
Niezmiernie podobało mi się to, że ilekroć spotykałam na chodniku swoich sąsiadów, zawsze pozdrawiali mnie i pokazywali uniesione kciuki. Również inni biegacze, których widziałam na swoich trasach zawsze się witają ze mną unosząc dłoń. Jest to świetny zwyczaj i dodatkowo buduje motywację, bo ma się poczucie przynależności do grupy biegaczy.
Dieta też się liczy
Jak już wspomniałam, ostatni tydzień był bardzo trudny. Męczyły mnie skurcze mięśni, bóle stawów. Mój organizm ewidentnie potrzebował odpoczynku, ale na to nie miałam czasu. Starałam się uzupełniać niedobory – kupiłam sobie suplementy diety z magnezem i potasem. Sądzę, że to naprawdę bardzo pomogło. Dodatkowo regularnie łykałam witaminę C.
Znacznie lepiej się mi biega, jeśli na 2 godziny przed treningiem jem ostatni posiłek. Czasem, gdy przycisnął mnie głód pozwalałam sobie na jakąś lekką przekąskę.
Kolega polecił mi również wzbogacić dietę o nasionka chia (szałwi hiszpańskiej). Podobno wiele osób nazywa je nasionami biegaczy, ponieważ najczęściej to oni są zainteresowani ich niesamowitymi właściwościami (więcej na ten temat przeczytacie na Feedo Blogu).
Co dalej?
To pytanie pojawia się równie często. Nie wydaje mi się, żeby moja przygoda z bieganiem dobiegła końca. Przecież kupiłam sobie buty :D Moja koleżanka Mirka, z którą podjęłam się wyzwania, przygotowała dla nas nowy plan na wrzesień – 115 km.
Bieganie stało się częścią mojej rutyny, jest to dla mnie swoisty rytuał, ciężko by mi było się od tego odzwyczaić (aż sama nie wierzę, że to piszę). Podczas biegu oczyszczam umysł, relaksuję się. Widzę, że ostatnio podchodzę do wielu rzeczy z dystansem i potrafię zachować spokój.
Na zakończenie
Chciałabym Wam napisać coś mądrego na zakończenie, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Jeśli zastanawiacie się nad podjęciem wyzwania, nie wahajcie się! Nawet jeśli osiągniecie tylko połowiczny sukces, to wciąż jest SUKCES. Jestem z Wami!
Wasza Zuzka
Chcesz podjąć wyzwanie? Napisz do nas wiadomość, a wyślemy do Ciebie specjalny kalendarz biegacza!